Jakie były początki pani pracy w charakterze opiekunki – skąd wziął się pomysł na podjęcie takiej pracy?
Byłam po 40-stce kiedy straciłam dotychczasowy etat. Przez wiele lat pracowałam jako sprzedawca w sklepie. W tym wieku trudno było znaleźć nową pracę. Moja sąsiadka jeździła do Niemiec jako opiekunka i ona mnie zachęciła to podjęcia takiego wyzwania. Miałam o tym pojęcie, bo opiekowałam się moją mamą.
Zastanawiałam się, jak sobie poradzę, przecież nie znam języka. Na początku ona mi trochę pomogła, uczyła mnie. Skorzystałam też z kursu języka niemieckiego, który odbywał się w Adiutorze. Szkolenie trwała 3 miesiące, uczyłam się też samodzielnie w domu i wtedy odważyłam się wyjechać.
Pamięta pani pierwsze zlecenia?
Nie ukrywam, że początki były bardzo trudne. Trafiłam do Badenii -Wittenbergi. Jak wysiadłam po długiej podróży, to wydawało mi się, że zapomniałam wszystkiego, czego się uczyłam. Kiedy pierwszy stres minął, poprosiłam mojego rozmówcę, żeby mówił wolniej i dopiero zaczęło coś do mnie docierać. Moją pierwszą podopieczną była samotna pani. Bardzo miła pani, ale trochę oschła. Na początku próbowała podporządkować sobie mnie, czasami krzyczała i stukała laską. Wiedziałam, że najlepiej jest zachować spokój. Korzystając z translatora Google, przekazałam jej
i rodzinie, że ja przyjechałam jej pomóc. Tłumaczyłam, że jak tak będzie dłużej — to zostanie tu sama, nie miała zbyt dużej rodziny, nie miała dzieci. Trudno było tej pani zaakceptować to,
że w domu jest opiekunka. Jednak cierpliwością i wyrozumiałością poradziłam sobie z tą sytuacją. Z każdym kolejnym przyjazdem było już coraz lepiej. Taki już miała charakter, po śmierci męża nie mogła się odnaleźć. Jeśli chodzi o zakres obowiązków, to pani miała artrozę, problem z chodzeniem – wspierała się o laskę, musiałam pomóc jej we wszystkich pracach domowych – gotowanie, sprzątanie, prasowanie, zakupy i ewentualnie pomagałam jej przy kąpieli. Pracowałam w tej rodzinie aż 5 lat.
W następnych rodzinach też tak długo pani zagrzała miejsce?
Później miałam kilka krótszych zleceń – nie wszystkie mi przypasowały. Miałam większe doświadczenie i lepiej wiedziałam, co jest dla mnie ważne. Nie zawsze udało się dobrze trafić, ale dotrzymywałam umowy i zostawałam do końca.
W 2020 roku trafiłam do rodziny, gdzie w domu mieszkały 2 osoby – do opieki była pani, mieszkał z nią sprawny mąż. To jest cudowna rodzina, bardzo się z nimi związałam. Jeździłam tam przez 2 lata, czułam się jak w domu. Zarówno podopieczni jak ich krewni potrafili docenić moją pracę. Kochani ludzie. Seniorka była na wózku, pomagałam jej przesiąść się na toaletę, pomagałam w ubieraniu, umyciu, chodziłam z nią na długie spacery. Pan był zupełnie samodzielny, z czasem jednak też podupadł na zdrowiu i wymagał opieki. Ostatecznie trafili do domu starców, niemożliwa stała się opieka domowa. Cały czas mam kontakt z nimi i z rodziną.
Co pani najbardziej lubi w tej pracy?
Ja wszystko lubię w tej pracy. Ja po prostu kocham ludzi. Staram się im być pomocną. Rozumiem, że starość jest bardzo trudna. Miałam mamę w tym wieku, opiekowałam się nią. Wiem, że każdy taką pomoc powinien mieć.
A co jest dla pani najtrudniejsze?
Nie ma co ukrywać, że jest to ciężka praca. Jak już zaczynają się pampersy, czy zaawansowana demencja to jest bardzo ciężko. Zdarza się, że rodzina podopiecznego jest trudna. Nie rozumie, że trzeba zapewniać pewne podstawowe warunki opiekunce. Bywa też, że nie doceniają naszej pracy.
Co jest ważne w pracy opiekunki osób starszych?
Czasem trzeba mieć stalowe nerwy i przede wszystkim empatię w sobie. Opiekunka powinna podchodzić do podopiecznego jak do człowieka chorego. Pamiętajmy, że starsi ludzie często nie zdają sobie sprawy z tego, że ich zachowanie może być przykre dla kogoś. To opiekunka musi mieć w sobie to zrozumienie.
Dlaczego od tylu lat współpracuje pani z firmą Adiutor?
Firmę poleciła mi sąsiadka. Mówiła, że jesteście godni zaufania i na miejscu w Toruniu. To była moja pierwsza firma i tak zostałam. Nie zamierzam nic zmieniać. Przez te 9 lat nie miałam żadnych problemów, nikt się nie skarżył. Może nie z każdym koordynatorem zawsze się dogaduję, ale tak bywa w sytuacjach stresowych. Bywały pewne nieporozumienia, ale starłam się wszystko wyjaśniać. Zostałam też wyróżniona tytułem „Wyjątkowej Adiutorki”, więc chyba dobrze się sprawdzam.
Co by pani powiedziała osobom, które chciałyby spróbować swoich sił w takiej pracy?
Ostatnio akurat tłumaczyłam to mojej koleżance, która mówiła, że „chciałaby, ale się boi”. Powiedziałam, że „początki są trochę ciężkie, ale jak będziesz pozytywnie podchodzić do tego, to na pewno przez to przebrniesz”. Śmiało trzeba próbować, tylko sobie przyjąć, że będzie dobrze, a nie od razu się nastawiać, że będzie źle. Jak się dojeżdża, trzeba dać sobie takie 3 dni na zaaklimatyzowanie się w nowym miejscu. Na zapoznanie się ze wszystkim. Potem już jest z górki.